Złote okruszki…
Słońce późnym popołudniem
Rzucało refleksy na pożegnanie
Pięknej Ziemi...
Tak pieszczotliwie
Jak najczulszy kochanek
Szłam znajomą alejką...
Drzewa przyjmowały złote promienie
Jedną stroną
Drugą…
Od razu tworzyły cienie
Olśniło mnie!
To była taka gra jak we mnie
Tyle powitań...
Tyle pożegnań...
Przepłynęło przeze mnie
A ja, choć czułam
Że coś się kończyło...
Niemożliwe do zatrzymania
I, że choć tak żal tego było...
I, że był ból pożegnania...
To i tak widziałam, że to było piękne…
Przenikało się to we mnie
Smutek wciskał się mocno
W chwilę, która trwała
Lecz radość tej chwili nadal
W nieporuszonym pięknie istniała
W wymownej ciszy
odkrywałam nowe...
Złote okruszki zrozumienia
Obejmowałam je drżącym wzrokiem
I zbierałam z alejki
Jak drogocenne klejnoty